czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 7

Rozdział 7


   ― Do piątku, Gregor.
   ― No, do piątku. Cześć. ― Niezbyt wylewnie pożegnał się z mamą, ponieważ ciągle w głowie miał poranną sytuację.
   Ruszył z torbą na ramieniu w stronę budynku. W środku było dość pusto, zobaczył jedynie stróża siedzącego przy wejściu ― później już nikogo. Kiedy był na swoim piętrze, w końcu dojrzał jakąś żywą duszę. Dziewczyna stała do niego bokiem i czytała tablicę ogłoszeń zawieszoną koło jego pokoju, więc to w tamtą stronę się skierował. Kojarzył ją skądś, jednak był pewny, że nie była uczennicą ich gimnazjum. Internat nie miał pod swoją opieką zbyt wielu wychowanków, przez co każdy każdego znał.
   Dziewczyna odwróciła się do niego przodem i nagle przyszło olśnienie.
   ― O, kogo ja tu widzę? Który to już dzisiaj raz, trzeci, czwarty…? ― zapytał Gregor. Próbował udawać pewnego siebie, mimo że sam był w szoku. Skąd ta dziewczyna się tam wzięła? Przed nim stała ta sama blondynka, na którą wpadł w Innsbrucku na ulicy, którą widział na skoczni i przed którą się później popisywał.
   ― No nie, jeszcze ty… skąd się tutaj wziąłeś? ― zapytała kręcąc głową. Nie wydawała się zbytnio zachwycona.
   ― Uczę się tu od ponad pięciu lat, więc to chyba ja powinienem ciebie o to zapytać ― zlustrował ją wzrokiem. Był od niej wyższy, przez co miał swego rodzaju przewagę.
   ― Nie wiem, czy powinno cię to obchodzić ― odparła spokojnie.
   Oho, dalej obrażona o tę głupią stłuczkę. No dobra, chciałem grzecznie, nie to nie…, pomyślał. Wydawało się, że jest już u niej przegrany. Nie zależało mu zbytnio, by zmienić jej opinię o sobie, więc nawet nie próbował wywrzeć na niej dobrego wrażenia.
   ― W sumie mnie to nie obchodzi ― stwierdził. ― Więc łaskawie mogłabyś się odsunąć, bo chcę wejść do swojego pokoju.
   Włożył kluczyk do zamka, wymuszając na dziewczynie przesunięcie się. Uśmiechnął się do siebie.
    ― Mam nadzieję, że ktoś ci kiedyś zetrze ten uśmieszek z twarzy.
    Gregor pomyślał, że musiała odebrać to jako atak na siebie, kiedy nawet nie miał takiego zamiaru. Coraz ciekawiej.
   ― Być może, ale na pewno nie będziesz to ty ― odparł i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
   W środku panował jeden wielki bałagan. Gregor aż się zdziwił, bo nie wydawało mu się, żeby zostawił tam przed weekendem taki nieporządek. Powiesił kurtkę do szafy, włączył radio i zaczął zbierać rzeczy z ziemi. Zirytował się, kiedy trzeci z kolei przedmiot, który podnosił, okazał się należeć do Mario. Prawdopodobnie gdyby nie to, że jutro miał mieć pierwsze korepetycje, nawet by się tym nie przejął. W tamtym momencie miał ochotę wytknąć to swojemu współlokatorowi, jednak ten na swoje szczęście jeszcze nie wrócił do internatu.
   Kiedy zmiótł łupiny od słonecznika z ziemi, wreszcie mógł odetchnąć. Na wszelki wypadek rozglądał się jeszcze po pomieszczeniu, czy aby na pewno wszystko jest w całkowitym porządku. O ile jemu samemu bałagan nie przeszkadzał, to kiedy miał zaprosić kogoś do siebie, zawsze musiało być czysto.
   Godzinę później do pokoju wszedł wyczerpany Mario. Rzucił wszystkie torby na podłogę ― jedna z nich się wywróciła, a z jej wnętrza wyleciało kilka rzeczy. Sam chłopak rzucił się na swoje łóżko z głośnym westchnięciem. Coś w środku Gregora zaczęło krzyczeć ze wściekłości.
   ― Padam po tej podróży ― mruknął Mario w poduszkę.
   ― Och, tak bardzo ci współczuję ― zironizował Gregor.
   ― Ja sobie też ― odparł Mario, a Gregor miał ochotę walnąć sobie ręką w twarz. Widocznie myślenie nie jest dziś mocną stroną jego przyjaciela.
   ― Zabieraj te torby, bo jakbyś nie zauważył, sprzątałem tu. I bądź łaskaw nie nasyfić tu do jutra, bo po południu mam korki.
   Mario rzeczywiście musiał być zmęczony i nie mieć ochoty na nic, skoro po prostu wstał i zabrał swoje rzeczy z podłogi, kładąc je na swoje miejsce.
   ― Z czego?
   ― Co? ― zapytał Gregor, wyrwany z kontekstu.
   ― Korki.
   ― Aaa. Z matematyki. ― Przez swoje roztargnienie szybko zapomniał, że był zły na Mario. Rozmowa urwała się, ale panująca cisza nie była niezręczna. Po chwili Mario włączył wieżę, a w pomieszczeniu rozległa się spokojna ballada zespołu Scorpions. Gregor wstał i wziął podręcznik od biologii, z której jutro miała być kartkówka. Położył się i zaczął powtarzać materiał, trzymając podręcznik nad sobą. Czytał, jednak docierało do niego co drugie lub trzecie słowo. Położył książkę na brzuchu, próbując powiedzieć w głowie, co zapamiętał, jednak w trakcie zastanawiania się, po prostu zasnął.

   „Czekaj przed internatem o siedemnastej, żeby korepetytorka mogła cię znaleźć” ― tak brzmiała treść sms’a, którego dostał od matki z rana około wpół do szóstej. Całkowicie rozumiał, że ona o tej godzinie wstaje do pracy, jednak nie musiała budzić wszystkich dookoła o tak nieludzkiej porze. Fakt był dodatkowo bolesny z powodu zostawienia telefonu przed snem tuż przy swoim uchu. Wstał obolały o godzinę wcześniej, niż zazwyczaj, przez chwilę próbując zrozumieć, dlaczego jest w ubraniach oraz leży na pogniecionej książce.
   Kiedy już zdążył wszystko zrozumieć, zakląć, że nie nauczył się na biologię, pójść na lekcje, wyprodukować kilka bezsensownych zdań na kartkówce oraz odbyć trening, tak jak mu nakazano ― czekał przed internatem. Jak na złość zaczęło padać, a on nawet nie wziął kurtki ― a tak bardzo nie miał ochoty wracać się po nią do pokoju. Tak czy owak, bluza już się nadawała do przebrania.
   Nauczycielka się spóźniała pięć minut. Gregorowi automatycznie do głowy napłynęła wizja osiemdziesięcioletniej prowadzącej samochód trzydzieści na godzinę. Miał nadzieję, że te lekcje nie będą męczarnią.
   W końcu, po następnych pięciu minutach, na parking pod internatem wjechał bordowy seat. Gregor nie widział kierowcy, jednak kimkolwiek by on nie był ― cieszył się, że zdecydował łaskawie się zjawić. Był przemoczony do suchej nitki, nie miał ochoty dłużej oczekiwać w deszczu.
   Z samochodu wysiadła kobieta. Miała długie blond włosy. Była ubrana w czerwone obcisłe spodnie, brązową skórzaną kurtkę… i zdecydowanie nie wyglądała na osiemdziesiąt lat. Spoglądał na nią mile zaskoczony, opierając się o barierkę. Kiedy kobieta się odwróciła, zamarł. Zamrugał kilka razy oczami i z trudem powstrzymał odruch przetarcia ich, czując napływające zażenowanie. Na początku miał nadzieję, że przywidziało mu się przez smugi deszczu, jednak kobieta po chwili była na tyle blisko, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Zastanawiał się, czy to nie zbyt wiele zbiegów okoliczności jak na ostatnią dobę, najpierw dziewczyna ze skoczni w jego szkole, a teraz…
   Wydarzenia sprzed tygodnia wciąż się za nim ciągnęły, bowiem przed nim stała blondynka, którą poznał w barze. W tamtym momencie czuł się naprawdę głupio, w końcu na jaw wyszło, ile tak naprawdę miał lat ― jakbyś sądził, że sama się wtedy nie domyśliła, że nie masz osiemnastki, powiedział do siebie w duchu. Teraz czuł się przy niej jakimś podrzędnym gówniarzem i zastanawiał się, czy aby tak właśnie nie było.
   ― Cześć, kogo jak kogo, ale ciebie się tutaj nie spodziewałam ― powiedziała z uśmiechem, a Gregor skomentował to w głowie: cholera, pamięta.
   Nie wiedział, co powiedzieć. Hej, cześć, dzień dobry…?
   ― Też się nie spodziewałem ― mruknął w końcu pod nosem.
   Stali tak w deszczu, moknąc coraz bardziej.
   ― Może wejdziemy do środka? ― zapytała, a on szybko się zreflektował, czując ciepło na twarzy. Znowu zrobiłem z siebie idiotę.
   ― Tak, jasne ― odpowiedział szybko, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Nie odwracał się, aby sprawdzić, czy dziewczyna idzie za nim. Szedł przez budynek, mocząc całą podłogę wodą ociekającą z jego włosów i ubrań. Kiedy wszedł do swojego pokoju, z którego Mario zdążył się już szczęśliwie ewakuować, pierwsze co zrobił, to wziął ręcznik i zaczął wycierać włosy.
   Dziewczyna weszła za nim do pokoju, a on ściągnął z siebie mokrą bluzę i założył suchą. Tamta bez słowa stała i patrzyła.
   ― Daj kurtkę ― mruknął pod nosem Gregor. Dziewczyna podała mu ją, a on położył na swoim łóżku.
   ― Wiesz, Kristina jestem. Głupio byłoby, gdybyś zwracał się do mnie na pani czy coś, w końcu w pewnym sensie się znamy.
   ― Gregor ― uścisnął jej rękę i poczuł, jakby kamień spadł mu z serca. Kristina rozwiała jego wątpliwości i rozwiała tę dość niezręczną sytuację.
   ― Twoja matka mówiła, że dostałeś kilka słabszych ocen. Może od tego zaczniemy? ― powiedziała i w ten sposób potoczyła się następna godzina.
   Z zaangażowaniem robił te zadania i wydawały mu się coraz łatwiejsze, lecz nie wiedział, czy wpływ na to miała jego ambicja, czy śliczny uśmiech Kristiny za każdym razem, kiedy dobrze wykonał działanie. W trakcie całej godziny czuł się bardzo dziwnie ― nie mógł tego uznać za spięcie czy strach, ale bardzo uważał na wszelkie swoje ruchy, a każe zetknięcie z ciałem Kristiny wydawało się nie być przypadkowe. Musiał stwierdzić po raz drugi coś, co zobaczył już w klubie ― dziewczyna jest po prostu śliczna. Kiedy w dość swobodnej atmosferze się pożegnali, Gregor miał w głowie pewne myśli, które od razu starał się w sobie stłamsić.
   Nie minęła minuta od wyjścia Kristiny, kiedy do pokoju wszedł Mario.
   ― Ulala, bracie, ale laska! ― powiedział na wstępie, a Gregor usiłował powstrzymać uśmiech pchający się na jego twarz.
   ― Moja korepetytorka ― mruknął pod nosem.
   ― Ale jakaś taka znajoma mi się wydaje ― stwierdził Mario. ― Skąd ona jest, może tu mieszka, w Stams?
   ― Raczej nie ― odparł Gregor. ― Ale to nie dziwne, że ją kojarzysz?
   ― Nie wiem ― wzruszył ramionami. ― Ale jest idealna. Ty, może ja też zacznę chodzić na korki z matmy do tej pani korepetytorki, co? ― Mario mrugnął do Gregora, a ten już otwarcie sie zaśmiał.
   ― Ani mi się waż ― pogroził w żartach. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć „ona jest moja”, ale wydawało mu się to bardzo nie na miejscu. Kim on jest, żeby powiedzieć o kobiecie starszej o jakieś dziesięć lat, że jest jego?


_______________________
Witam i znowu przepraszam za dość długą nieobecność. Oto nowy rozdział ― może nie najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że zdatny do odbioru.
Agata Grzesik, Tyśś, Lewandowska-Janowicz-Winiarska w gruncie rzeczy nie był strasznie wredny, ale gdybym to ja była na miejscu tej dziewczyny, również poczułabym się urażona :P Jeszcze jakieś wątki z tą dziewczyną będą, ale myślę, że niekoniecznie takie, jakich się spodziewacie. Mam wrażenie, że to nie będzie zbyt przyjemna relacja.
Kocilla, Imagine rzeczywiście, staram się chociaż odrobinę inaczej przedstawić Gregora, ukazać w nim odrobinę zagubienia i nie zrobić z niego dzieciaka idealnego. Chociaż to na razie początek ― jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planami, to naprawdę jego charakter obróci się o 180 stopni.
Marzycielka, Gregor zawsze wydawał mi się naprawdę dziwnym człowiekiem. Rzeczywiście co chwilę zmieniają mu się humorki, w tym rozdziale również. A, i w odpowiedzi jeszcze odkryję pewną tajemnicę: mamy do czynienia z Poppingerem, nie Fettnerem. Ha, tego nikt się nie spodziewał, hmm? :P
Dziękuję za nominację do Liebster Awards, moje odpowiedzi itp itd - TUTAJ.
Zapraszam również do odniesienia się co do informacji w ramce aktualności. Ktoś za, ktoś przeciw?
Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. No, no, no pani korepetytorka może jeszcze namieszać, tak czuję w moich strzykających kościach (a nie, po prostu się zasiedziałam xD)
    Co do Gregora, to ja przestałam rozumieć jakiekolwiek jego zachowania, aczkolwiek nie dziwię mu się, że dostał kilka słabszych ocen, zwłaszcza mieszkając w internacie... Czekam na kolejny, bo uwielbiam to opowiadanie i mam cichą nadzieję, że dodasz go deczko szybciej :)

    Całuski!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ona jest moja" Czyżby w Gregorze powoli zachodziły zmiany? ^^
    Rozdział świetny, w sumie jak każdy :) Nie każ nam znowu długo czekać i dodaj szybko kolejny rozdział. Mam przeczucie, że niedługo wydarzy się coś niespodziewanego ^^
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    A w międzyczasie zapraszam do mnie :))
    halloffame.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń