Rozdział 7
― Do
piątku, Gregor.
― No, do
piątku. Cześć. ― Niezbyt wylewnie pożegnał się z mamą, ponieważ ciągle w głowie
miał poranną sytuację.
Ruszył z
torbą na ramieniu w stronę budynku. W środku było dość pusto, zobaczył jedynie
stróża siedzącego przy wejściu ― później już nikogo. Kiedy był na swoim piętrze,
w końcu dojrzał jakąś żywą duszę. Dziewczyna stała do niego bokiem i czytała
tablicę ogłoszeń zawieszoną koło jego pokoju, więc to w tamtą stronę się
skierował. Kojarzył ją skądś, jednak był pewny, że nie była uczennicą ich
gimnazjum. Internat nie miał pod swoją opieką zbyt wielu wychowanków, przez co
każdy każdego znał.
Dziewczyna
odwróciła się do niego przodem i nagle przyszło olśnienie.
― O, kogo
ja tu widzę? Który to już dzisiaj raz, trzeci, czwarty…? ― zapytał Gregor.
Próbował udawać pewnego siebie, mimo że sam był w szoku. Skąd ta dziewczyna się
tam wzięła? Przed nim stała ta sama blondynka, na którą wpadł w Innsbrucku na
ulicy, którą widział na skoczni i przed którą się później popisywał.
― No nie, jeszcze ty… skąd się tutaj wziąłeś?
― zapytała kręcąc głową. Nie wydawała się zbytnio zachwycona.
― Uczę się tu
od ponad pięciu lat, więc to chyba ja
powinienem ciebie o to zapytać ― zlustrował ją wzrokiem. Był od niej wyższy,
przez co miał swego rodzaju przewagę.
― Nie wiem,
czy powinno cię to obchodzić ― odparła spokojnie.
Oho, dalej obrażona o tę głupią stłuczkę. No
dobra, chciałem grzecznie, nie to nie…,
pomyślał. Wydawało się, że jest już u niej przegrany. Nie zależało mu zbytnio,
by zmienić jej opinię o sobie, więc nawet nie próbował wywrzeć na niej dobrego
wrażenia.
― W sumie
mnie to nie obchodzi ― stwierdził. ― Więc łaskawie mogłabyś się odsunąć, bo
chcę wejść do swojego pokoju.
Włożył
kluczyk do zamka, wymuszając na dziewczynie przesunięcie się. Uśmiechnął się do
siebie.
― Mam
nadzieję, że ktoś ci kiedyś zetrze ten uśmieszek z twarzy.
Gregor
pomyślał, że musiała odebrać to jako atak na siebie, kiedy nawet nie miał
takiego zamiaru. Coraz ciekawiej.
― Być może,
ale na pewno nie będziesz to ty ― odparł i wszedł do pokoju, zamykając za sobą
drzwi.
W środku
panował jeden wielki bałagan. Gregor aż się zdziwił, bo nie wydawało mu się,
żeby zostawił tam przed weekendem taki nieporządek. Powiesił kurtkę do szafy,
włączył radio i zaczął zbierać rzeczy z ziemi. Zirytował się, kiedy trzeci z
kolei przedmiot, który podnosił, okazał się należeć do Mario. Prawdopodobnie
gdyby nie to, że jutro miał mieć pierwsze korepetycje, nawet by się tym nie
przejął. W tamtym momencie miał ochotę wytknąć to swojemu współlokatorowi,
jednak ten na swoje szczęście jeszcze nie wrócił do internatu.
Kiedy
zmiótł łupiny od słonecznika z ziemi, wreszcie mógł odetchnąć. Na wszelki
wypadek rozglądał się jeszcze po pomieszczeniu, czy aby na pewno wszystko jest
w całkowitym porządku. O ile jemu samemu bałagan nie przeszkadzał, to kiedy
miał zaprosić kogoś do siebie, zawsze musiało być czysto.
Godzinę
później do pokoju wszedł wyczerpany Mario. Rzucił wszystkie torby na podłogę ―
jedna z nich się wywróciła, a z jej wnętrza wyleciało kilka rzeczy. Sam chłopak
rzucił się na swoje łóżko z głośnym westchnięciem. Coś w środku Gregora zaczęło
krzyczeć ze wściekłości.
― Padam po
tej podróży ― mruknął Mario w poduszkę.
― Och, tak
bardzo ci współczuję ― zironizował Gregor.
― Ja sobie
też ― odparł Mario, a Gregor miał ochotę walnąć sobie ręką w twarz. Widocznie
myślenie nie jest dziś mocną stroną jego przyjaciela.
― Zabieraj
te torby, bo jakbyś nie zauważył, sprzątałem tu. I bądź łaskaw nie nasyfić tu
do jutra, bo po południu mam korki.
Mario
rzeczywiście musiał być zmęczony i nie mieć ochoty na nic, skoro po prostu
wstał i zabrał swoje rzeczy z podłogi, kładąc je na swoje miejsce.
― Z czego?
― Co? ―
zapytał Gregor, wyrwany z kontekstu.
― Korki.
― Aaa. Z
matematyki. ― Przez swoje roztargnienie szybko zapomniał, że był zły na Mario.
Rozmowa urwała się, ale panująca cisza nie była niezręczna. Po chwili Mario
włączył wieżę, a w pomieszczeniu rozległa się spokojna ballada zespołu Scorpions. Gregor wstał i wziął
podręcznik od biologii, z której jutro miała być kartkówka. Położył się i
zaczął powtarzać materiał, trzymając podręcznik nad sobą. Czytał, jednak
docierało do niego co drugie lub trzecie słowo. Położył książkę na brzuchu,
próbując powiedzieć w głowie, co zapamiętał, jednak w trakcie zastanawiania się,
po prostu zasnął.
„Czekaj
przed internatem o siedemnastej, żeby korepetytorka mogła cię znaleźć” ― tak
brzmiała treść sms’a, którego dostał od matki z rana około wpół do szóstej.
Całkowicie rozumiał, że ona o tej godzinie wstaje do pracy, jednak nie musiała
budzić wszystkich dookoła o tak nieludzkiej porze. Fakt był dodatkowo bolesny z
powodu zostawienia telefonu przed snem tuż przy swoim uchu. Wstał obolały o
godzinę wcześniej, niż zazwyczaj, przez chwilę próbując zrozumieć, dlaczego
jest w ubraniach oraz leży na pogniecionej książce.
Kiedy już
zdążył wszystko zrozumieć, zakląć, że nie nauczył się na biologię, pójść na
lekcje, wyprodukować kilka bezsensownych zdań na kartkówce oraz odbyć trening,
tak jak mu nakazano ― czekał przed internatem. Jak na złość zaczęło padać, a on
nawet nie wziął kurtki ― a tak bardzo nie miał ochoty wracać się po nią do
pokoju. Tak czy owak, bluza już się nadawała do przebrania.
Nauczycielka się spóźniała pięć minut. Gregorowi automatycznie do głowy
napłynęła wizja osiemdziesięcioletniej prowadzącej samochód trzydzieści na
godzinę. Miał nadzieję, że te lekcje nie będą męczarnią.
W końcu, po
następnych pięciu minutach, na parking pod internatem wjechał bordowy seat.
Gregor nie widział kierowcy, jednak kimkolwiek by on nie był ― cieszył się, że
zdecydował łaskawie się zjawić. Był przemoczony do suchej nitki, nie miał
ochoty dłużej oczekiwać w deszczu.
Z samochodu
wysiadła kobieta. Miała długie blond włosy. Była ubrana w czerwone obcisłe
spodnie, brązową skórzaną kurtkę… i zdecydowanie nie wyglądała na osiemdziesiąt
lat. Spoglądał na nią mile zaskoczony, opierając się o barierkę. Kiedy kobieta
się odwróciła, zamarł. Zamrugał kilka razy oczami i z trudem powstrzymał odruch
przetarcia ich, czując napływające zażenowanie. Na początku miał nadzieję, że przywidziało
mu się przez smugi deszczu, jednak kobieta po chwili była na tyle blisko, by
rozwiać wszelkie wątpliwości. Zastanawiał się, czy to nie zbyt wiele zbiegów
okoliczności jak na ostatnią dobę, najpierw dziewczyna ze skoczni w jego
szkole, a teraz…
Wydarzenia
sprzed tygodnia wciąż się za nim ciągnęły, bowiem przed nim stała blondynka,
którą poznał w barze. W tamtym momencie czuł się naprawdę głupio, w końcu na
jaw wyszło, ile tak naprawdę miał lat ― jakbyś
sądził, że sama się wtedy nie domyśliła, że nie masz osiemnastki,
powiedział do siebie w duchu. Teraz czuł się przy niej jakimś podrzędnym
gówniarzem i zastanawiał się, czy aby tak właśnie nie było.
― Cześć,
kogo jak kogo, ale ciebie się tutaj nie spodziewałam ― powiedziała z uśmiechem,
a Gregor skomentował to w głowie:
cholera, pamięta.
Nie wiedział,
co powiedzieć. Hej, cześć, dzień dobry…?
― Też się
nie spodziewałem ― mruknął w końcu pod nosem.
Stali tak w
deszczu, moknąc coraz bardziej.
― Może
wejdziemy do środka? ― zapytała, a on szybko się zreflektował, czując ciepło na
twarzy. Znowu zrobiłem z siebie idiotę.
― Tak,
jasne ― odpowiedział szybko, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Nie
odwracał się, aby sprawdzić, czy dziewczyna idzie za nim. Szedł przez budynek,
mocząc całą podłogę wodą ociekającą z jego włosów i ubrań. Kiedy wszedł do
swojego pokoju, z którego Mario zdążył się już szczęśliwie ewakuować, pierwsze
co zrobił, to wziął ręcznik i zaczął wycierać włosy.
Dziewczyna
weszła za nim do pokoju, a on ściągnął z siebie mokrą bluzę i założył suchą.
Tamta bez słowa stała i patrzyła.
― Daj
kurtkę ― mruknął pod nosem Gregor. Dziewczyna podała mu ją, a on położył na
swoim łóżku.
― Wiesz,
Kristina jestem. Głupio byłoby, gdybyś zwracał się do mnie na pani czy coś, w
końcu w pewnym sensie się znamy.
― Gregor ―
uścisnął jej rękę i poczuł, jakby kamień spadł mu z serca. Kristina rozwiała
jego wątpliwości i rozwiała tę dość niezręczną sytuację.
― Twoja
matka mówiła, że dostałeś kilka słabszych ocen. Może od tego zaczniemy? ―
powiedziała i w ten sposób potoczyła się następna godzina.
Z
zaangażowaniem robił te zadania i wydawały mu się coraz łatwiejsze, lecz nie
wiedział, czy wpływ na to miała jego ambicja, czy śliczny uśmiech Kristiny za
każdym razem, kiedy dobrze wykonał działanie. W trakcie całej godziny czuł się
bardzo dziwnie ― nie mógł tego uznać za spięcie czy strach, ale bardzo uważał
na wszelkie swoje ruchy, a każe zetknięcie z ciałem Kristiny wydawało się nie
być przypadkowe. Musiał stwierdzić po raz drugi coś, co zobaczył już w klubie ―
dziewczyna jest po prostu śliczna. Kiedy w dość swobodnej atmosferze się
pożegnali, Gregor miał w głowie pewne myśli, które od razu starał się w sobie
stłamsić.
Nie minęła
minuta od wyjścia Kristiny, kiedy do pokoju wszedł Mario.
― Ulala,
bracie, ale laska! ― powiedział na wstępie, a Gregor usiłował powstrzymać
uśmiech pchający się na jego twarz.
― Moja
korepetytorka ― mruknął pod nosem.
― Ale jakaś
taka znajoma mi się wydaje ― stwierdził Mario. ― Skąd ona jest, może tu
mieszka, w Stams?
― Raczej
nie ― odparł Gregor. ― Ale to nie dziwne, że ją kojarzysz?
― Nie wiem ―
wzruszył ramionami. ― Ale jest idealna. Ty, może ja też zacznę chodzić na korki
z matmy do tej pani korepetytorki, co? ― Mario mrugnął do Gregora, a ten już
otwarcie sie zaśmiał.
― Ani mi
się waż ― pogroził w żartach. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć „ona jest
moja”, ale wydawało mu się to bardzo nie na miejscu. Kim on jest, żeby
powiedzieć o kobiecie starszej o jakieś dziesięć lat, że jest jego?
_______________________
Witam i
znowu przepraszam za dość długą nieobecność. Oto nowy rozdział ― może nie
najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że zdatny do odbioru.
Agata Grzesik, Tyśś, Lewandowska-Janowicz-Winiarska w gruncie rzeczy nie był
strasznie wredny, ale gdybym to ja była na miejscu tej dziewczyny, również
poczułabym się urażona :P Jeszcze jakieś wątki z tą dziewczyną będą, ale myślę,
że niekoniecznie takie, jakich się spodziewacie. Mam wrażenie, że to nie będzie
zbyt przyjemna relacja.
Kocilla, Imagine rzeczywiście, staram
się chociaż odrobinę inaczej przedstawić Gregora, ukazać w nim odrobinę
zagubienia i nie zrobić z niego dzieciaka idealnego. Chociaż to na razie
początek ― jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planami, to naprawdę jego charakter
obróci się o 180 stopni.
Marzycielka, Gregor zawsze wydawał mi
się naprawdę dziwnym człowiekiem. Rzeczywiście co chwilę zmieniają mu się
humorki, w tym rozdziale również. A, i w odpowiedzi jeszcze odkryję pewną
tajemnicę: mamy do czynienia z Poppingerem, nie Fettnerem. Ha, tego nikt się
nie spodziewał, hmm? :P
Dziękuję za
nominację do Liebster Awards, moje odpowiedzi itp itd - TUTAJ.
Zapraszam również do odniesienia się co do informacji w ramce aktualności. Ktoś za, ktoś przeciw?
Pozdrawiam!
No, no, no pani korepetytorka może jeszcze namieszać, tak czuję w moich strzykających kościach (a nie, po prostu się zasiedziałam xD)
OdpowiedzUsuńCo do Gregora, to ja przestałam rozumieć jakiekolwiek jego zachowania, aczkolwiek nie dziwię mu się, że dostał kilka słabszych ocen, zwłaszcza mieszkając w internacie... Czekam na kolejny, bo uwielbiam to opowiadanie i mam cichą nadzieję, że dodasz go deczko szybciej :)
Całuski!
"Ona jest moja" Czyżby w Gregorze powoli zachodziły zmiany? ^^
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, w sumie jak każdy :) Nie każ nam znowu długo czekać i dodaj szybko kolejny rozdział. Mam przeczucie, że niedługo wydarzy się coś niespodziewanego ^^
Pozdrawiam i życzę weny :*
A w międzyczasie zapraszam do mnie :))
halloffame.blogspot.com