Rozdział 1
― Widzimy się za chwilę, ok?
― Dobra, tylko się przebiorę.
Chłopak ruszył do szatni. Wszyscy jego koledzy zdążyli już się przebrać; on musiał zostać i podpisać dokumenty, które świadczyły o odebraniu nagrody. Właśnie skończyły się kolejne z rzędu zawody, które udało mu się wygrać. Przyglądał się przez chwilę nowemu trofeum. Otrzymał mały, czerwony puchar ― pierwszy raz w życiu taki widział, jednak bardzo mu się spodobał. Nowy telefon ― który otrzymał poza pucharem i dyplomem ― niezbyt go interesował. Zastanawiał się jedynie, za ile będzie mógł go sprzedać. To nie było tak, że nie cenił sobie nagrody. Po prostu nigdy nie dostawał kieszonkowego, więc szukał wszelkich sposobów na to, aby zdobyć trochę pieniędzy, a kolejna komórka marnowałaby się leżąc w pudełku. Pierwszy wygrany telefon oczywiście dla siebie zachował, reszta jednak poszła na sprzedaż na aukcjach internetowych.
Przebrał się, spakował swoje rzeczy do przerzuconej przez ramię torby i wyszedł z szatni.
― To gdzie idziemy? ― zapytał jego przyjaciel.
― Po co się pytasz? ― uśmiechnął się pobłażliwie.
― Nie mam pojęcia. Nie wiem, co ty takiego widzisz w tej knajpie.
― Tylko w Boronzo dostanę to, co zazwyczaj jem.
Chłopak rzeczywiście rzadko kiedy jadał na mieście gdzie indziej niż w tym barze. Odkąd zaczął skakać na nartach ― czyli jakieś cztery czy pięć lat ― jadł bardzo zdrowo. Nie zawsze mu te potrawy smakowały, ale był mistrzem w wykonywaniu postanowień, więc kiedy postanowił, że marchewka będzie mu bardziej smakowała niż frytki, to tak musiało być. Boronzo było jedynym barem w Innsbrucku, gdzie serwowano zdrową żywność w ciekawy sposób, więc to tam głównie jadał. Niestety jego koledzy nie zawsze potrafili zrozumieć, co on widzi w tych wszystkich marchewkach, pomidorach czy ogórkach.
― Poczekaj chwilę przed wejściem, to wezmę sobie coś na wynos.
Widać było, że jego przyjacielowi ulżyło, że nie będzie musiał zamawiać nic z tych warzywnych mieszanin.
― Witaj, Gregor! ― przywitał go barman. Cała obsługa baru dobrze go znała. ― Jak poszły zawody?
― No, nieźle… ― stwierdził skromnie, jednak z uśmiechem odsunął rękę, odsłaniając puchar lekko wystający z niedopiętej torby.
― Łał, gratuluję, chłopie!
― Dzięki. Dzisiaj jestem tylko w przelocie, Toni czeka na zewnątrz. Wezmę coś na wynos.
Kilkanaście minut później siedzieli obaj zadowoleni w knajpie, Gregor zajadając się marchewkami wyglądającymi jak pomarańczowe frytki, a Toni z ogromnym hamburgerem w rękach.
― W życiu nie zrozumiem, jak możesz rezygnować z tego ― Toni wskazał palcem na swojego hamburgera ― na rzecz tamtego ― tym razem pokazał na marchewki, które trzymał Gregor.
― Spójrz na tego hamburgera. Zero wartości odżywczych, może poza pomidorami, które i tak nikną wśród całej chemii wokół nich. Ta bułka prawdopodobnie kilkanaście miesięcy leżała głęboko zamrożona na dnie w jakiejś spiżarni, aby teraz kucharz mógł ją teraz odmrozić i odgrzać, udając, że jest świeża, prosto z piekarni. Patrz, ile też substancji konserwujących musieli w nią wrzucić, by teraz ona wyglądała jak wygląda… Myślisz, że znajdą się w niej jakieś wartości odżywcze? Te, które były, zostały zamrożone, pozostaje jedynie to, co odłoży się w formie tłuszczu, bo nasz organizm nie będzie w stanie strawić tyle chemii naraz. A kotlet…
― Dobra, dobra! Wystarczy już!
― Na pewno? ― Gregor uśmiechnął się złośliwie. ― Mogę naprawdę wiele ciekawych rzeczy opowiedzieć ci na temat kotletów wkładanych do hamburgerów…
Takie słowa musiały wspaniale brzmieć prosto z ust nastolatka, niestety nie zawsze było tak pięknie. Gregor przez wiele lat musiał przekonywać sam siebie do słuszności tych słów. Sporo czytał na takie tematy tylko po to, by sobie samemu obrzydzić posiłki, które nie nadawały się do jego diety. W końcu jeśli chciał być najlepszy, musiał zdrowo się odżywiać.
― Nie, dzięki. Lubię jadać hamburgery, nie chcę, aby to się w najbliższym czasie zmieniło. Wiesz, kiedyś moja kuzynka...
Rozmawiali tak przez jakiś czas na wiele nieistotnych tematów.
― Co teraz będziesz robił? ― zapytał Toni, kiedy zbierali się już do wyjścia.
― Umówiłem się z…
― Nie musisz kończyć ― przerwał Toni robiąc minę, jak gdyby miało mu się zrobić niedobrze na samą myśl o osobach, o których pomyślał.
Wyszli z baru, a Gregor kontynuował:
― To moi przyjaciele. W życiu was nie zrozumiem, czemu wy tak skaczecie sobie do gardeł. Moglibyście kiedyś o mnie pomyśleć, że sporo byście mi ułatwili w życiu, gdybyście chociaż się tolerowali…
― Może ― stwierdził zdawkowo Toni. ― To są po prostu wkurzający ludzie. Przyjdzie taki jeden z drugim i panoszą się jak…
― Hej, hamuj się. Przypomnę ci jeszcze raz, że to również moi przyjaciele, tacy jak ty i im również nie pozwalam ciebie obrażać w moim towarzystwie, okej?
― Okej, okej. No dobra, to widzimy się pojutrze, tak? ― zapytał, kiedy obaj doszli na przystanek autobusowy. Toni mieszkał w Innsbrucku, więc to tutaj zazwyczaj musieli się rozstać.
― Tak, po szkole. O której kończysz?
― O piętnastej.
― O, to dobrze, ja też będę już po treningu, spiszemy się.
― W porządku.
***
― Dzień dobry ― przywitał się lekko spięty blondyn stojący w drzwiach domu państwa Schlierenzauer.
― Witam panią serdecznie, pani Angeliko. ― Drugi chłopak nie miał większych oporów przed zażyłymi relacjami z dorosłymi. Nic dziwnego, że kobieta tego chłopaka wręcz uwielbiała, choć zazwyczaj nie przepadała za kolegami swojego syna. ― Jest może Gregor?
― Oczywiście ― odparła z uśmiechem pani Angelika. ― Idźcie na górę, powinien gdzieś tam być.
Blondyn odetchnął z ulgą, kiedy pani Angelika zniknęła im z pola widzenia. Zawsze czuł się spięty w jakichkolwiek relacjach z dorosłymi ― od pukania do drzwi pokoju nauczycielskiego, przez załatwianie zwolnień, na rozmowach z rodzicami kolegów kończąc. Tutaj jednak nie chodziło o sam fakt, że to był ktoś dorosły; po prostu wewnętrznie czuł, że pani Angelika niezbyt za nim przepada, przez co czuł się speszony w każdej rozmowie z nią.
Obaj weszli na piętro czując się jak u siebie w domu. Bywali tam dość często.
― Siema, zwycięzco ― przywitał brunet Gregora. ― Nawet nie zdążyliśmy ci porządnie pogratulować ― stwierdził z wyrzutem.
― No cóż ― przerwał, aby zjeść kolejnego ogórka, którymi się zajadał ― jak się nie chciało czekać, to i się nie pogratulowało. Prawda, Mario?
― Ależ oczywiście ― pokiwał głową blondyn. ― Taki Manuel to teraz zwala na ciebie, a tak naprawdę sam mnie namawiał „no to chodź na tego kebaba”. Oczywiście ja się nie zgodziłem, bo gdzie by tu kebaby wcinać.
― Wziął z podwójnym mięsem ― wtrącił się Manuel, a Gregor tylko pokręcił głową.
― To co, jakoś świętujemy? ― zmienił temat Mario.
― Przestań, to zwykłe okręgowe zawody, co tu świętować… ― odparł Gregor.
Manuel parsknął śmiechem.
― A myślisz, że kiedy będziesz mógł? Jak pójdziesz na międzynarodowe to w ogóle już nie będziesz miał czasu.
― Nie za bardzo wybiegasz w przyszłość? ― przystopował go Gregor.
― Nie ― opowiedział twardo. ― Przecież to praktycznie już za chwilę. Ma powstać ten nowy etap, no nie? Jak to się zwało… ― zastanowił się przez chwilę. ― A! Wiem! FIS Cup. Obecnie jak są krajowe i ty jesteś to właściwie nie dajesz im szans, no nie?
― Czy ja wiem ― odparł sceptycznie Gregor.
― Skromniś się znalazł ― prychnął Mario. ― Może sława ci do głowy nie uderzy. Serio myślisz, że wygrywając połowę krajowych zawodów, nie wystawią cię do międzynarodowych? Przecież obecny szczebel to dla ciebie właściwie żadna konkurencja.
― Zobaczymy ― odparł skromnie, ponieważ nie chciał wyjść na palanta, jednak w głębi duszy Gregor to wszystko wiedział. Czuł się bardzo pewnie i w gruncie rzeczy byłby bardzo zawiedziony, jeśli nie dostałby powołania do FIS Cup.
― Czyli idziemy świętować ― podsumował Manuel.
― Niby dokąd? ― zapytał Mario.
― Zobaczycie ― uśmiechnął się. ― Zbierajcie się.
_____________
Oto pierwszy rozdział. Nie powala on długością, jednak zauważyłam, że o wiele łatwiej mi się pisze krótkie rozdziały, niż te dłuższe. Myślę więc, że średnio rozdziały będą miały ok. 1000-2000 słów.
Jeśli widzicie błędy ― wypisujcie je w komentarzach. I ogółem poproszę Was o komentarze, byłoby naprawdę miło, gdyby pojawiło się ich więcej. Lubię wiedzieć, co się Wam podoba, a co nie i dzięki temu również mogę wyeliminować chociaż część błędów.
Pozdrawiam serdecznie.
cześć, przepraszam za spam, ale
OdpowiedzUsuńprowadzę, a raczej zaczynam prowadzić wkrótce spis przeznaczony blogom z tematyką sportową, gdzie główni bohaterowie to skoczkowie narciarscy. zachęcam do zapisania bloga! http://skijumpinglover.blogspot.com/2014/03/wybicie-z-progu-czyli-zaczynamy-nowy.html#comment-form
Już mi się podoba ! ^^
OdpowiedzUsuńGregor taki skormny, nono ;p
Zobaczymy jaki to będzie później ;p
Baardzo fajnie się zapowiada i czekam na kolejny ;))
Pozdrawiam ;*
_____________________________________
Zapraszam do mnie; oni-razem-na-zawsze.blogspot.com :)
Tak bardzo "nie, wątpię, żeby mnie wzięli do miedzynarodowych, jestem słaby, dajcie spokoj" xD Ach ta skromność :3
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu dzięki spisowi opowiadań, a sam Gregor na tle zachęcił mnie do zostania i czytania Twojego opowiadania.
Rozdział pierwszy jest takim rozdziałem, który zazwyczaj najciężej jest skomentować, lecz postaram się wydusić z siebie kilka słów.
Jeśli chodzi o Gregora to Jego osoba jest inna. Fajna, ciekawa, dość skromna :D
Natomiast treść, dialogi itd - są nienaganne. Ciekawie piszesz, a ja jestem ciekawa, co dalej, więc zabiorę się za czytanie następnych rozdziałów :)
Pozdrawiam i weny!