wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 2

Rozdział 2


   Siedzieli we trójkę w klubie sącząc jakieś napoje. Do tej pory Gregor nie wiedział, jakim cudem Manuel sprawił, że ich tam wpuszczono. Kiedyś będzie musiał go o to zapytać.
   ― A wy co tutaj robicie? ― zapytał ochroniarz przechodzący obok ich stolika.
   „Kiedyś” będzie musiało nastąpić o wiele szybciej, niż się tego spodziewał.
   ― Kolego, spokojnie, dogadamy się. ― Manuel odszedł od stolika i rozmawiał z ochroniarzem, jednak z powodu zbyt głośnej muzyki ani Mario, ani Gregor nie usłyszeli nawet słowa.
   Manuel wrócił do stolika z uśmiechem na ustach, a ochroniarz poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
   ― Co ty zrobiłeś? ― krzyknął Gregor, jednak Manuel albo go nie usłyszał, albo udawał głupiego; w każdym razie postanowił zostawić tę rozmowę na później. Zamiast odpowiadać na pytanie, sam zapytał:
   ― Idziecie tańczyć?
   ― Ciekawe, jaka dziewczyna będzie chciała ― odkrzyknął mu Mario.
   ― Przestań ― zbagatelizował jego słowa Manuel. ― Jakby tak spojrzeć, to z wyglądu można dać wam te siedemnaście lat.
   ― Bez przesady ― odparł Gregor.
   Mario jednak wydawał się o wiele bardziej przekonany. Kilka chwil później dali się namówić Manuelowi i poszli tańczyć. Okazało się, że tak właściwie nie dało się zbytnio wybierać partnera do tańca ― przy takim tłoku i ścisku każdy tańczył z każdym. Gregor odkrył, że całkiem mu się to spodobało. Zmienił się utwór, zmieniło się ułożenie ludzi i w jednym momencie stanął przy ślicznej blondynce. Dziewczyna odsłaniała o wiele więcej, niż jego koleżanki w szkole i prawdopodobnie była od niego około dziesięć lat starsza.
   Dobrze mu się z nią tańczyło. Kiedy piosenka się skończyła, dziewczyna pociągnęła go za rękę w stronę baru.
   ― Może drinka? ― krzyknęła do niego. ― Ja stawiam.
   Gregor zastanawiał się w duchu. Nigdy nie pił alkoholu, nie licząc kilku łyków piwa z puszek rodziców, kiedy akurat nie patrzyli ― o wódce nie wspominając. Pomyślał, że w końcu i tak nadejdzie moment, kiedy spróbuje czegoś mocniejszego. Dlaczego nie dziś?
   ― Z chęcią ― odparł. ― Ale to ja płacę.
   ― Chyba coś ci się pomieszało. Ja zaproponowałam, więc ja płacę.
   ― Nie ma szans.
   ― Zobaczymy ― stwierdziła i zawołała barmana. ― Dwa drinki! Jakiekolwiek ― krzyknęła.
   Kiedy barman podał oba trunki, Gregor położył na blacie odpowiedni banknot zanim nieznajoma zdążyła wyciągnąć pieniądze z portfela.
   ― Uparciuch ― parsknęła śmiechem.
   ― Wiem ― również się uśmiechnął. ― Nic mnie nie powstrzyma, jak coś postanowię.
   ― A co cię tu sprowadza? ― zapytała, zmieniając temat. ― Tak po prostu przyszedłeś czy może jakąś specjalna okazja?
   ― W sumie to można powiedzieć, że okazja, ale nic wielkiego.
   ― A co takiego? Może urodziny? ― dopytywała.
   ― Nie, nie. Bardziej sukces, że tak to ujmę.
   Gregor nie miał ochoty rozmawiać o skokach, nie teraz i nie tutaj, kiedy ta piękna blondynka zwróciła na niego uwagę. Taka szansa na co dzień po ulicy nie chodzi. Podobno dziewczyny lubią, kiedy rozmawia się o nich, mógłby spróbować skierować temat na nią lub… cokolwiek, byle nie skoki.
   ― Jaki? No mów, nie daj się prosić.
   I co mógł poradzić, kiedy dziewczyna ciągnęła go za język?
   ― W sumie to nieważne. A co ciebie tutaj sprowadziło?
   Dziewczyna  się oburzyła.
   ― Jak to nieważne, skoro to oblewasz? ― zapytała, całkowicie ignorując drugą część jego wypowiedzi.
   ― Normalnie ― stwierdził i napił się drinka, który mu podano, jednocześnie starając się nie skrzywić. To było okropne. ― Czy nie każdy powód jest dobry do picia? ― zapytał całkowicie przecząc temu w myślach. Wódka ― w każdej postaci ― jest ohydna, mógł stwierdzić biorąc kolejny łyk.
   ― W sumie ― parsknęła śmiechem. ― Ale już mi tu mów, co to za sukces. Nie chcesz wiedzieć, co się dzieje, kiedy kobieta się zezłości.
   ― W porządku, niech ci będzie. Wygrana w zawodach, czy taka informacja ci wystarczy?
   ― Oczywiście, że nie! Proszę o konkrety. Co to za zawody, dyscyplina, szczebel, wszystko poproszę.
   ― Zawody krajowe, skoki narciarskie.
   ― Skaczesz? Nie boisz się?
   Tym razem to Gregor parsknął śmiechem. Ludzie z reguły tak reagowali, kiedy dowiadywali się o jego dość niecodziennym hobby. Nie do końca potrafili zrozumieć, że coś, co dla wielu jest szaleńczym wybrykiem, dla niego powoli stawało się sensem życia.
   ― Ani trochę ― stwierdził z przekonaniem.
   ― No, podziwiam. Ja to od razu zabiłabym się przy pierwszej próbie.
   ― Niekoniecznie ― odparł Gregor. ― Dziewczyny przecież też skaczą. Nawet dają sobie radę.
   ― Naprawdę? Nawet nie słyszałam. W sumie to nigdy zbytnio nie interesowałam się sportem, ale jednak… serio, podziwiam. To kiedy będę mogła cię zobaczyć w telewizji? ― zapytała sącząc drinka.
   ― Mam nadzieję, że już niedługo ― odparł z lekkim uśmiechem.

***

   ― Mario, cholera, ciebie już konkretnie popieprzyło? ― zapytał Manuel spoglądając na swojego kolegę.
   ― O co się spinasz, przecież nic nie zrobiłem ― stwierdził butnie. ― Sam też przecież piłeś.
   ― Ale nie tyle, co ty! Czy ty widzisz, do jakiego stanu się doprowadziłeś? Przecież ty ledwo na nogach stoisz! ― krzyknął. ― Idziemy stąd.
   Mario o dziwo nie protestował. Ruszył za Manuelem, jednak zbyt mocno się chwiał, aby normalnie iść, więc tamten go podtrzymywał.
   Gregor szedł obok przyglądając się kolegom i od czasu do czasu służył jako podparcie dla Mario. O ile on i Manuel potrafili się ograniczyć, tamten jak tylko dostał wódkę w swoje ręce, bardzo szybko doprowadził się do stanu nietrzeźwości. Manuel czuł się winny temu, co zrobił ze sobą kolega, ponieważ to on załatwił wódkę, mimo że nawet nie widział, jak tamten ją pił.
   ― Ja ciebie jutro zabiję ― obiecał mu Manuel, na którego ramieniu uwiesił się Mario.
   Szli już korytarzem, gdzie byli sami nie licząc jakiejś pary obściskującej się w kącie. Minęli ochroniarza przy drzwiach, który wyglądał, jakby miał ochotę coś im powiedzieć. Mario już chciał zacząć mówić, jednak Manuel go zastopował:
   ― Nawet nie próbuj ―  warknął do kolegi.
   ― Co ty ode mnie chcesz? ― marudził Mario wciąż się go podtrzymując.
   Wyszli z klubu.
   ― Jak się nie potrafi pić to się nie pije! ― ochrzaniał go Manuel.
   ― Odezwał się cholerny święty prawiczek ― bełkotał Mario.
   Manuel spojrzał na niego z niedowierzaniem, jednak za chwilę to uczucie zastąpiła na jego twarzy wściekłość.
   ― Wiesz co? Pieprz się ― powiedział Manuel, odepchnął kolegę od siebie ― przez co ten się przewrócił ― i szybkim krokiem odszedł.
   ― I widzisz, co narobiłeś? ― zapytał się Gregor. Nie mógł teraz zostawić kolegi samego, jednak nie wiedział, jak sobie poradzić.
   ― Nic przecież nie zrobiłem ― odparł Mario z ziemi.
   Gregor już nie wytrzymał.
   ― Zamknij się. Po prostu się zamknij i nawet nie próbuj się więcej odzywać.
   Pomógł mu podnieść się z ziemi, jednak kiedy ten uwiesił się na jego ramionach, ledwo mógł go udźwignąć. Udało mu się jakoś dociągnąć przyjaciela do pobliskiego parku, gdzie usiadł razem z nim na ławce.
   ― I co ja mam teraz z tobą zrobić, dupku? ― zapytał, jednak odpowiedziało mu ciche pochrapywanie. ― No świetnie ― powiedział Gregor już sam do siebie.
   Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer do Manuela ― miał nadzieję, że ten już się opanował i jednak nie zostawi go samego z Mario.
   ― Manu? ― zapytał, kiedy ktoś odebrał telefon.
   ― Tak?
   ― Manu, człowieku, pomóż mi. Nie wiem, co ja mam z tym idiotą zrobić, jak zaprowadzę go do jego domu to będzie niezły dym, zresztą nie dam rady się z nim tam doczłapać, siedzę właśnie w parku i on usnął na tej ławce…
   ― Powinieneś go tam zostawić, należy mu się.
   ― Ja wiem, że mu się należy, ale to w końcu nasz kumpel…
   ― Dobra, wrócę, nie zdążyłem jeszcze zbyt daleko zajść. Będę za jakieś dziesięć minut.
   Gregor odetchnął z ulgą.
   ― Dzięki, Manuel.
   Rozłączył się. Wyświetlacz telefonu wskazywał dwadzieścia trzy minuty po północy. Poza tym wyświetlała się liczba ośmiu nieodebranych połączeń od taty, dziesięciu od mamy i dwóch od Glorii.
   Pięknie, rodzice mnie zabiją ― pomyślał.
   Gregor siedział w ciszy, słysząc jedynie ciche pochrapywanie Mario. Spojrzał na żwirową uliczkę; kilka kamyczków dostało się do jego butów i okropnie uwierały go w stopy, jednak kolega oparł się o niego tak, że nawet nie miał szans schylić się do nóg i owe kamyczki wyciągnąć. Westchnął zmęczony. Żarówka w lampie, która stała w pobliżu powoli się wyczerpywała i mrugała, oświetlając pobliskie drzewa. Wokół kosza stojącego naprzeciwko nich były rozsypane łupiny od słonecznika ― nie wiedzieć czemu, okropnie irytowały one Gregora.
   Po jakimś czasie zobaczył zbliżającą się do niego sylwetkę ― rozpoznał w niej Manuela.
   ― Wezmę go do siebie. Rodzice akurat pojechali do babci, miała ostatnio operację i co chwilę jeżdżą jej pomagać, a dziś akurat zostali na noc.
   ― Jezu, Manu, dzięki. Jak my go tam dotargamy?
   ― Nie mam pojęcia ― stwierdził Manuel i spojrzał na blondyna. ― Ej! Wstawaj, ty cholerny dupku, nie mam zamiaru cię nieść ― zaczął go szturchać rękoma.
   ― Czego znów… ― mamrotał Mario. ― Dajcie spać…
   ― Nawet tego nie próbuj, idioto, ciesz się, że jeszcze nie trafił na nas żaden patrol policyjny, bo z izby dziecka mogą cię odebrać tylko rodzice, a oni nie będą zbyt szczęśliwi widząc cię w takim stanie.
   ― No już, chwila, wstaję…
   Jakimś cudem Mario wstał z ławki, jednak wciąż nie potrafił samodzielnie iść. We trójkę jakoś doszli na najbliższy przystanek. Mieli tyle szczęścia, że autobusy po Innsbrucku kursują całą noc. Kiedy podjechał bus jadący do dzielnicy, w której mieszkał Manuel, od razu wsiedli. Gregor miał przy sobie jakieś bilety, więc dał je Manuelowi, aby skasował, a sam pomógł usiąść Mario na siedzeniu i usiadł za nim. Chwilę później podszedł do niego Manuel.
   ― Mamy przerąbane ― powiedział. ― Ty może nie, jak się uda to twoi rodzice się nawet nie zorientują. Ale ja cholera mam już ze dwadzieścia nieodebranych połączeń od moich. Będę musiał wrócić do domu, co ja im powiem?
   ― Zasiedziałeś się u mnie. W końcu świętowaliśmy twoje zwycięstwo.
   ― To dlaczego nie odbierałem telefonów?
   ― Wyciszony telefon.
   ― Jeśli to przejdzie, to będę w szoku.
   W duchu już Gregor żałował, że w ogóle zgodził się pójść do tego klubu, że pił tego drinka, że nie przypilnował Mario, tylko zabawiał się rozmową z tą blondynką… był przecież jeszcze dzieciakiem, nie powinien się bawić w dorosłego. Po raz pierwszy tak bardzo odczuwał fakt, że był zwykłym gówniarzem.  
   Nigdy jeszcze nie czuł się tak bezradnie, jak tamtej nocy.
  
______________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność, jednak tyle czynników się złożyło na to, że nie było czasu napisać tego rozdziału, że aż szok (trzy tygodnie w szpitalu, wycieczka do Torunia, wycieczka do Niemiec i wyjazd na mecz i te ostateczne poprawy ocen... sporo tego, oj sporo). Teraz jednak mam sporo czasu i trochę pomysłów, mam nadzieję, że się uda coś wyskrobać. Liczę na Wasze komentarze, będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam serdecznie.
    

1 komentarz:

  1. Hejo!
    Od czego by zacząć... Może od tego, że nie jestem za bardzo zaznajomiona w opowiadaniach o skoczkach. Tak samo nie znam ich tak bardzo z tv czy coś, więc przy czytaniu muszę włączać w necie ich zdjęcia by się połapać jeśli chodzi o wygląd xD Co do treści - fajny pomysł! Miło mnie zaskoczyło pokazanie Gregora jako skromnego nastolatka ;) Co więcej napisać? Twórz dalej! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. (ahhh ciekawi mnie jak pójdzie mu z tłumaczeniem się rodzicom ;D)
    Życzę miłych wakacji c;
    Wisia (@wizard_from_LA)

    OdpowiedzUsuń