Mario
smacznie spał na skórzanej kanapie w domu Manuela okryty kocem w kratę. Gregor
z przyjacielem siedzieli na dwóch fotelach naprzeciwko kanapy. W pokoju panował
półmrok ― jedyne światło wydawane było przez lampkę nocną stojącą w rogu
pomieszczenia, a dodatkowo ciemne ściany robiły swoje.
― Muszę
wracać do domu ― stwierdził Gregor.
― Może
zadzwoń do rodziców, że, no nie wiem, spóźniłeś się na autobus czy coś… ―
poradził Manuel.
Gregor
spojrzał na niego zdołowany.
― Autobusy
kursują co dwie godziny. Będą się pytać, o której miałem zamiar wrócić, a poza
tym co z telefonem…
― Nie wiem,
wyciszony miałeś albo coś. Zmyślaj.
Gregor
chociaż nie był przekonany do tego pomysłu, zdecydował się zadzwonić do mamy.
Odebrała już po pierwszym sygnale, czyli prawdopodobnie pół nocy oczekiwała na
ten telefon.
― Gdzie ty
jesteś? ― Nie było żadnego „cześć” czy jakiegokolwiek słowa przywitania. Słowa
matki i jej ton wskazywały na to, że jest wściekła na syna.
―
Zasiedziałem się u Manuela, autobus mi uciekł…
― Autobusy
są co dwie godziny, mogłeś wrócić następnym. A co z telefonem?
Gregor
zerknął na przyjaciela spojrzeniem „a nie mówiłem?”. Zastanawiał się nad
odpowiedzią.
― Miałem
wyciszony ― odparł.
― Nie po to
opłacamy ci ten telefon, żebyś nie odbierał od nas połączeń.
― Wiem,
mamo, przepraszam, ale naprawdę nie pamiętałem, żeby go włączyć.
Mama
zamilkła chwilowo, a po chwili powiedziała coś, co go całkowicie zbiło z
pantałyku.
― To miałeś
wyciszony czy wyłączony?
Zamilkł.
― Nie
okłamuj mnie, Gregor. Masz wrócić do domu najbliższym autobusem, rozumiesz?
― Jest
środek nocy, nie mogę wrócić z rana…?
― Nie ―
odpowiedziała sucho matka. ― Zaraz będzie jechał. Za pół godziny masz być w
domu i niech cię Bóg ma w swojej opiece, jeśli nie zobaczę ciebie wysiadającego
z autobusu na przystanku przed domem.
Po chwili
usłyszał dźwięk, który oznajmiał zakończenie rozmowy.
― Mam
przerąbane ― stwierdził Gregor. ― Która jest? Muszę iść na autobus.
― Za pięć
pierwsza, autobus jedzie o pierwszej.
Gregor
zerwał się ze swojego miejsca i rzucił szybkie „trzymaj za mnie kciuki, nara”
na pożegnanie i wyszedł z domu Manuela. Na dworze było okropnie zimno, a on był
bez kurtki. W dzień było ciepło, a on nie spodziewał się, że będzie musiał w
środku nocy wracać do domu. Doszedł do przystanku autobusowego i stanął obok
obdartej ławki. Przyglądał się setkom napisów zamieszczonych na oparciu ―
wymagało to od niego sporo wysiłku, by dojrzeć je wszystkie w słabym świetle
lampy. Znajdowały się tam różne napisy, od wyznań miłosnych („HR+MS= MIŁOŚĆ”),
przez te wywołujące niesmak („Kristina to dziwka”) do pojedynczych słów („w o l
n o ś ć”) i całych cytatów („To tylko życie. Wszyscy musimy przez nie
przejść”). Kiedy dopatrzył się trzeciego z kolei wyznania miłości, w oddali
zamajaczyły światła autobusu.
Droga
minęła mu zbyt szybko. Nie chciał jeszcze wysiadać, najchętniej zostałby w
środku, zaszył się na tylnych siedzeniach i spędził noc na dworcu, a do rana ―
do momentu, póki by go nie znaleziono ― miałby spokój. Wtedy już mógłby zmyślać
do woli; w tym momencie było to nie bardzo możliwe, bowiem właśnie teraz Gregor
uświadomił sobie, że jeśli rodzice będą kazali mu chuchnąć, będzie skończony.
Zastanawiał się, dlaczego nie pomyślał o tym u Manuela? Miałby okazję coś
zjeść, zatuszować fakt spożycia pewnej ― choć niewielkiej ― ilości alkoholu.
Jeśli choć przez chwilę czuł się napity, to wszystko zniknęło w momencie, kiedy zobaczył stan Mario. Powinienem go pilnować, razem powinniśmy się
nawzajem pilnować.
Wysiadł z
autobusu. W domu zauważył światło w kuchni, a także dojrzał, jak mama odchodzi
od okna. Czekała na niego. Martwiła się,
pomyślał.
Mimo że się
bał, ruszył w stronę domu. Drzwi były otwarte. Jeśli choć przez chwilę liczył
na to, że go nie zauważą, to musiał się zawieść.
― Gdzie
byłeś?
Mama stała
opierając się o kuchenkę, tata natomiast siedział przy stole.
― U Manuela
― przełknął ślinę.
― W to nie
wątpię ― prychnęła. ― Gdzie jeszcze?
― Na
mieście. ― Gregor zdecydował się nie kłamać, o wiele łatwiej było ominąć prawdę
niż zmyślać od początku do końca.
― Jak
długo?
― Kilka
godzin.
― Czy nie
przyszło ci do głowy poinformować nas o tym, gdzie jesteś? Przecież nie
zabronilibyśmy ci nocować u Manuela. ― Matka Gregora wyrażała się z dobrą nutą
w głosie, kiedy mówiła o Manuelu, czego Gregor nigdy nie zaobserwował w
przypadku wzmianek o Mario czy Tonim.
― Nie
myślałem, że tyle nam zejdzie…
― To gdzie
wy byliście?
Tu był pies
pogrzebany.
― Przejść
się po prostu… cieszyliśmy się z wygranej, mamo…
Niestety
matka nie podłapała tematu, natomiast kazała mu zrobić coś, czego bał się
najbardziej.
― Podejdź
do mnie.
Co
pozostało Gregorowi? Po prostu spełnić żądanie matki i podejść, modląc się w
duchu, by ta znikoma ilość alkoholu już dawno z niego wyparowała
― Chuchnij.
Więc Gregor
chuchnął. Co działo się później można się domyślić. Gregor pamiętał jedynie dwa
zdania z ust matki:
― Zawiodłam
się na tobie. Jutro do tego wrócimy, idź spać.
Na nic się
zdały próby wytłumaczenia czegokolwiek. Kiedy wyszedł z kuchni, poczuł w sobie
ogromne pokłady wściekłości ― na Manuela, który zaprowadził ich na imprezę, na
Mario, że nie potrafił się hamować, na rodziców, że nie potrafili nic
zrozumieć, a przede wszystkim na siebie. Był tak zmęczony, że zdecydował się
umyć zaraz po obudzeniu, jednak po położeniu się do łóżka ― może z powodu
emocji, a może właśnie z powodu tego zmęczenia ― jeszcze przez dłuższy czas nie
mógł zasnąć.
Przebudził
się koło dziewiątej godziny i choć był jeszcze okropnie śpiący, to wiedział, że
musi już wstać. Przedłużał prysznic, jak tylko mógł, byle zbyt szybko nie
musieć się konfrontować z rodzicami. Ostatecznie, kiedy po raz drugi umył zęby,
wiedział, że nie może dłużej zwlekać i zszedł na dół.
― Chodź
tutaj ― zawołał go ojciec.
Ta rozmowa
trwała dość długo. Rodzice mówili do niego dość spokojnie, zaś Gregor
postanowił grać w otwarte karty. Opowiedział wszystko, co działo się tamtego
wieczoru nie omijając niczego ― ani klubu, ani blondynki, a nawet stanu Mario,
chociaż początkowo próbował to zataić, jednak zorientował się, że bardzo wiele
jego zachowań z tamtego wieczoru nie miałoby dobrego wytłumaczenia. Co będzie to będzie, myślał sobie Gregor
w czasie rozmowy z rodzicami. Wiedział, że nie zachował się zbyt dobrze, a
wyrzuty sumienia zżerałyby go od środka, gdyby nie powiedział prawdy.
― Wiesz, że
nie zostawimy tego bez kary. Jaka ona będzie, jeszcze się zastanowimy ―
zakończył rozmowę jego ojciec. ― Musisz tylko wiedzieć, że jesteśmy twoim
zachowaniem okropnie rozczarowani. Zawiodłeś nasze zaufanie. Idź już.
Gregor ruszył
w stronę wyjścia z salonu, jednak zatrzymał się tuż przed drzwiami i odwrócił
do rodziców.
― Ja…
przepraszam ― powiedział i wrócił do swojego pokoju. Zerknął na godzinę ― było
wpół do jedenastej. Musiał się zbierać na trening. Swoją torbę sportową
zostawił u Manuela ― przy wszystkim o niej zapomniał. Wrzucił potrzebne rzeczy
do jakiegoś starego plecaka, który znalazł na dnie szafy. Już miał wychodzić,
kiedy zobaczył kartkę leżącą na biurku.
„Zgoda rodziców/prawnych opiekunów na udział
dziecka w zawodach FIS Cup na zawody odbywające się od 17 września 2005 do 18
grudnia 2005”. Nie, błagam, tylko nie
teraz, pomyślał Gregor. Spojrzał jeszcze na dopisek długopisem na górze
kartki „do 10 września” ― dzisiejsza
data. Dokument nie był wypełniony. Gregor był załamany.
Zszedł z
powrotem na dół. Mama z tatą siedzieli w kuchni i rozmawiali cicho przy kawie.
― Dokąd się
wybierasz? ― zapytał ojciec.
― Na
skocznię ― odpowiedział Gregor. ― I, no właśnie… bo ja mam tutaj tę zgodę, na
FIS Cup, mówiłem wam niedawno… muszę dzisiaj ją zanieść… ― położył kartkę na
stole.
Jego rodzice
równocześnie czytali pismo.
― Odłóż
torbę, Gregor ― powiedział mu tata. ― Nie idziesz na trening. Nie podpiszemy ci
tej zgody.
Gregor,
choć przez krótką chwilę się tego obawiał, to potem nawet w najśmielszych
myślach nie wyobrażał sobie, że jego rodzice nie zgodzą się na FIS Cup. To było
niemożliwe.
― Ale jak
to…? ― zapytał w szoku.
Zauważył,
że jego mama również chciała przez chwilę oponować. To ona głównie wspierała go
w skokach i zajmowała się wszystkim, co z nimi związane. Tak się cieszyła, kiedy jej powiedziałem o tych zawodach…, myślał
Gregor.
― Paul, nie
musimy być aż tak radykalni…
― Musimy.
Mógł dzieciak myśleć, zanim zaczął się bawić w dorosłego.
Jego matka
odpuściła i Gregor już wiedział, że jest na przegranej pozycji.
― Tato, nie
rób tego… proszę! Mamo… nie… ― jąkał się.
― Nic z
tego. ― Ojciec był stanowczy.
― Nie
możecie mi tego zrobić! Nie możecie! Tyle na to czekałem, tyle na to
pracowałem, a wy nie chcecie się zgodzić?! ― krzyczał Gregor.
― Gdybyś
miał swój rozum, to teraz nie musiałbyś się tym przejmować! ― odkrzyknął. ―
Masz całkowity szlaban na skoki i treningi! Do odwołania!
― Tato!
―
Skończyłem rozmowę!
― Nienawidzę
cię!
Gregor
wyszedł wściekły z kuchni i trzasnął drzwiami, a z oczu zaczęły mu płynąć łzy.
______________________
Wiem, całą tą sytuacją zrobiłam z Gregora lekkiego "gimbusa", ale cóż ― nic nie jest bez powodu, naprawdę. Ta sytuacja też ma swoje powody, a choć pomysł na nią przyszedł niespodziewanie, to połączył większość wątków w mojej głowie. Jeśli ktoś się jeszcze nie zorientował, to tak gwoli ścisłości ― opowiadanie dzieje się w 2005 roku, wtedy ruszyła pierwsza edycja FIS Cupu. Gregor ma tu 15 lat, w naszym polskim przypadku zaczynałby właśnie trzecią klasę gimnazjum. Czyli wiek też ma tu swoje do gadania.
Trochę szkoda, że nie komentujecie ― opowiadanie piszę na bieżąco, więc uwierzcie, motywacja w postaci komentarzy naprawdę jest potrzebna. Jestem wdzięczna za te kilka poprzednich i nie ukrywam, że liczę na kolejne. Pozdrawiam :)
Jestem :)
OdpowiedzUsuńDowiedziałam się o ff z twittera i przeczytałam :D
Jak oni mogli to zrobić Gregorowi?! Brzydko. No cóż, myślę, że ta przerwa nie będzie długo trwać.
Buziole ;*
Wszystkich z #SJF i nie tylko zapraszam do siebie:
http://iguessthatisntevent.blogspot.com/
Tu ja! HAHAHA....
OdpowiedzUsuńOki muszę się ogarnąć. Jak dowiedziałam się dziś o rozdziale to od razu tu wpadłam ;) wpis fajny. Cieszy mnie to, że Gregor opowiedział jednak całą prawdę rodzicom. Spodziewałam się konsekwencji jego wyczynów, ale nie aż takich ;o Ale jeśli to potrzebny element w fabule to niech tak będzie!
Życzę weny i pozdrawiam! xx
Wi (@wizard_from_LA)